Zbrodnia lubińska. Tak komuna osłoniła morderców robotników

Zbrodnia lubińska. Tak komuna osłoniła morderców robotników

Dodano: 

Lubinianie zostali całkowicie zaskoczeni przez funkcjonariuszy, o czym świadczy najlepiej relacja 45-letniego robotnika Edwarda Wertki: „(...) pomyślałem sobie – pójdę zaśpiewam, to mnie najwyżej zaaresztują. (…) Nie myślałem jednak, że będą do mnie strzelali. A strzelali dwa razy – raz niedaleko łąki z przejeżdżającej Nyski, jak kowboje (…). Ale nie trafili. Drugi raz koło plebanii, kiedy uciekałem, to poczułem, że mi ramię odrzuciło”. Część ludzi uciekała, inni ze złości rzucali w milicjantów kamieniami. Strzały przerwano dopiero po śmiertelnym zranieniu Mieczysława Poźniaka i Andrzeja Trajkowskiego...

Zbrodnia bez kary

W nocy 31 sierpnia do szpitala przewieziono 15 osób, z których 11 miało rany postrzałowe. Dramatyczne wydarzenia nie położyły jednak kresu manifestacjom. Mieszkańcy Lubina ponownie wyszli na ulice 1 września, a starcia z milicyjnymi „grupami porządkowymi” zakończyły się dopiero po północy. Nazwisk zabójców trójki lubinian nigdy nie udało się ustalić. Jednocześnie władza przystąpiła do wymierzania kary ludziom, którzy zbierali się na lubińskim rynku w geście poparcia dla „Solidarności”. Spośród 71 oskarżonych o „zakłócanie porządku publicznego” w dniu 31 sierpnia, peerelowscy sędziowie uniewinnili tyko jedną osobę.

O postawieniu przed sądem sprawców morderstw nie mogło być oczywiście mowy. Szczególnie że peerelowscy włodarze byli od początku przygotowani na każdą ewentualność - nieprzypadkowo w Legnicy skoszarowano wcześniej dodatkowy oddział ZOMO. Po zabójstwie demonstrantów władza czyniła więc wszystko, aby zatrzeć ślady zbrodni. Już wieczorem 31 sierpnia prokurator Wojskowej Prokuratury Garnizonowej we Wrocławiu Miłan Senk zwrócił na prośbę gen Czesława Kiszczaka zabezpieczoną broń użytą przez jeden z plutonów ZOMO. Jakby tego było mało, przed wysłaniem pistoletów do badań balistycznych dokonano ich kilkukrotnego przestrzelenia. W ten sposób ustalenie, z której broni zabito trójkę demonstrantów, stawało się niemożliwe.

Gen. Czesław Kiszczak na wystawie PWPW

Należy w tymi miejscu podkreślić, że prokurator Senk od początku uważał użycie broni na rynku w Lubinie za bezpodstawne i rozważał postawienie kilku funkcjonariuszy w stan oskarżenia. Władza ze wszystkich sił starała się im jednak utrudniać śledztwo w tej sprawie. Budynki uszkodzone podczas strzelaniny otynkowano, zlecono też zebranie łusek po pociskach z miejsca zdarzenia. Wreszcie część broni użytej przy sierpniowej pacyfikacji wysłano do Algierii. Ostatecznie 8 kwietnia 1983 r. prokurator Senk podjął decyzję o umorzeniu śledztwa. Na początku lat 90. zeznał, że został do tego zmuszony przez swoich przełożonych z Naczelnej Prokuratury Wojskowej.

Długoletnie procesy oprawców

Sprawiedliwość upominała się o decydentów odpowiedzialnych za zbrodnię lubińską dopiero wiele lat po upadku komunizmu w Polsce. Skazanie zabójców – jak zostało już wspomniane – nie było naturalnie możliwe ze względu na nieznaną tożsamość sprawców. Dekadę po tragicznych wydarzeniach w Lubinie na ławie oskarżonych zasiedli natomiast przełożeni milicjantów. Procesy siedmiu oskarżonych rozpoczęły się w 1992 r. i toczyły się przez kilkanaście lat. Z tego grona wyroki skazujące usłyszały trzy osoby: zastępca komendanta MO w Legnicy Bogdan Graus, dowódca plutonu ZOMO por. Tadeusz Jarocki i por. Jan Maj. Dwaj pierwsi otrzymali kolejno 2,5 oraz 5 lat pozbawienia wolności, jednak niedługo potem sąd obniżył im okres odbywania kary o połowę (powołując się na ustawę o amnestii z 1989 r.). Uniewinnieni zostali: Krzysztof Cypenda, Bolesław Dyka, komendant MO w Lubinie Franciszek Góral oraz komendant MO w Legnicy Marek Ochocki.

Jan Maj został natomiast skazany przez sąd pierwszej instancji dopiero w lipcu 2007 r. Usłyszał wyrok 7 lat pozbawienia wolności, który następnie także obniżono mu o połowę. Porucznik nie zamierzał jednak udawać się za kratki, toteż nieustannie wysyłał pisma z prośbą o odroczenie wyroku. Przez długi czas odnosiło to skutki – jeden z głównych winowajców zbrodni lubińskiej znalazł się w więzieniu dopiero po 10 latach od usłyszenia wyroku skazującego…