Złota klatka w Arłamowie. Kulisy internowania Lecha Wałęsy

Złota klatka w Arłamowie. Kulisy internowania Lecha Wałęsy

Dodano: 

(Nie)Solidarność

Wałęsa - czego się wówczas obawiano - nie dał się namówić na występ w telewizji. Lider rolników, Jan Kułaj, to zrobił i finalnie stracił całkowicie wiarygodność. Nowa, prokomunistyczna „Solidarność” aby odnieść sukces musiała mieć dawnych liderów. Najlepiej Wałęsę. „Pracowali nad nim” m.in. Mieczysław Rakowski oraz Stanisław Ciosek, a także Czesław Kiszczak. Odwiedzał go również płk. Władysław Iwaniec, dawny dowódca z okresu służby wojskowej. Jeszcze w pierwszych dniach stanu wojennego Wałęsa obiecał Cioskowi współpracę i wydanie oświadczenia uspokajające nastroje. Chwalił Jaruzelskiego i wyrażał radość z internowania Gierka. Jednocześnie sugerował władzom zwolnienie internowanych i prosił o możliwość rozmowy z prymasem i zapewnienie mu dostępu do ówczesnych doradców: Bronisława Geremka i Tadeusza Mazowieckiego. Był to Wałęsa jakiego znamy ze współczesnych wystąpień. Obiecujący rozmówcy to, co chce usłyszeć, a jednocześnie grający „pod siebie”. Zupełnie nie widzący sprzeczności we własnych deklaracjach.

„Pracowali nad nim” także duchowni. Ks. Henryk Jankowski namawiał go do rezygnacji z doradztwa Geremka i Mazowieckiego, a także przyjęcia w zamian doradców akceptowalnych przez rząd i stronę kościelną. Może się to wydać zaskakujące, ale komuniści zgadzali się na „umiarkowanych” w ich ocenie Władysława Siłę-Nowickiego, Wiesława Chrzanowskiego oraz Jana Olszewskiego. Wałęsa był uparty i na zmianę nie wyrażał zgody. Nie przekonała go nawet opinia Episkopatu, z którą wymieniona trójka doradców blisko współpracowała.

Sytuację zmieniła śmierć górników z KWK „Wujek”. Wałęsa po uzyskaniu tej informacji powiedział wprost, że nie będzie rozmawiał. W kolejnych tygodniach sytuacja patowa się przeciągała. Kościół - obawiający się dalszego rozlewu krwi - wciąż naciskał. Naciskali także komuniści. Czesław Kiszczak nie szczędził po wizycie w arłamowskim ośrodku ostrych ocen: „Wałęsa nie zmienił się, jest to mały człowiek, żulik, lis, chytry człowiek, chce oszukać partnera”. Nie był w ocenie komunistów wiarygodny.

Osamotniony kapral

W połowie stycznia 1982 r. władze zmieniły koncepcję. Po zduszeniu strajkujących zakładów pracy zdano sobie sprawę, że odbudowa fasadowej „Solidarności” nie jest konieczna. Wałęsa stał się zbędny, jednak nie można go było wypuścić. Wciąż był wielkim symbolem rozbitego ruchu. Trzymany pod kluczem stanowił dla komunistów mniejsze zagrożenie niż na wolności. Z czasem internowany Wałęsa „miękł”. Zdarzały mu się nie przynoszące chluby deklaracje.

Od lewej: Andrzej Rozpłochowski, Lech Wałęsa i Kazimierz Świtoń. Katowicki Spodek, październik 1980 r.

Jednego razu powiedział pilnującemu go oficerowi BOR, że pochwala wprowadzenie stanu wojennego, ale nie może się do tego publicznie przyznać. Innym razem skandalicznie wyrażał się o Annie Walentynowicz lub zdradzał prokuratorowi wojskowemu, że „wprowadzenie stanu wojennego było potrzebne do »rozpierdolenia« KPN i KOR”. Konfederacja Polski Niepodległej i Komitet Obrony Robotników były w PRL ważnymi organizacjami opozycyjnymi, powstałymi jeszcze przed „Solidarnością”. Na tyle ważnymi, że ciągle straszono rzekomym „ekstremizmem” KPN i KOR, którym były de facto hasła niepodległościowe w przypadku pierwszej i nawoływanie do poszanowania praw człowieka w przypadku drugiej.

Czy Wałęsa zdawał sobie sprawę, że stopniowo staje się dla komunistów zbędny? Koncepcja odtworzenia prorządowej Solidarności upadła. Podziemiem zaś od kwietnia 1982 r. kierowała Tymczasowa Komisja Koordynacyjna z ukrywającymi się liderami „Solidarności” na czele. Wałęsa wciąż pozostawał symbolem, ale istotniejsi dla podejmowania realnych działań byli liderzy podziemia. Być może to nim kierowało, gdy pisał odnaleziony niedawno w USA oryginał listu „kaprala do generała”.

Adresowany do Wojciecha Jaruzelskiego i pisany w uniżonym tonie zawierał propozycję podjęcia rozmów. Wałęsa napisał go 8 listopada 1982 r. Władze jednak przyjęły jego treść z rezerwą. Zwłaszcza, że „kapral” odmówił podpisania innego listu, z treścią proponowaną przez komunistów. 11 listopada 1981 r. odczytano w „Dzienniku Telewizyjnym” pierwotny list. Jego treść wywołała ogromne poruszenie, a niekiedy wściekłość w podziemiu. Dwa dni później Wałęsę przewieziono do Otwocka a następnego dnia do Gdańska, gdzie powitał go tłum ludzi. Niedługo później podziemna TKK ogłosiła, że poddaje się zwierzchnictwu Wałęsy. Wypuszczony na wolność przewodniczący odzyskał możliwość wpływania na decyzje podziemia. Przestał być jedynie symbolem. Symbolem, któremu niemal wszyscy ufali, chociaż ten w czasie internowania dostarczył komunistom amunicji do niszczenia własnej legendy.

Pod koniec września 1983 r. telewizja wyemitowała program „Pieniądze”, w którym puszczono fragmenty rozmowy Wałęsy z bratem Stanisławem. Odbyła się rok wcześniej w Arłamowie. Lech tłumaczył w jej trakcie bratu, że ich rodzina wywodzi się z cesarskiego rodu Walensów, porównywał się z matką Teresą z Kalkuty i atakował w niewybredny sposób hierarchię kościelną. Wałęsa z tychże taśm jawił się jako wyjątkowy, łasy na pieniądze, prymityw. Nagrywana przez Stanisława, a później przejęta przez oficerów SB i obrobiona technicznie przez zaufanych dziennikarzy, stała się pożywką do ataków na Lecha Wałęsę.

Ataków nieskutecznych, gdyż treść „rozmowy braci” była tak irracjonalna, że większość społeczeństwa po prostu w nią nie uwierzyła. Dlatego też po opuszczeniu ośrodka był entuzjastycznie witany i dalej mógł odgrywać role symbolu „Solidarności”.

Lech Wałęsa i Czesław Kiszczak