Gitary przeciw milicyjnym pałom. Rock walki z komuną

Gitary przeciw milicyjnym pałom. Rock walki z komuną

Dodano: 

Koncerty wentylowe

Dekret o stanie wojennym kładł w ręce urzędników niemal nieograniczone narzędzia służące „ochronie porządku publicznego, interesów państwa i praw obywateli”. Większość z nowych bądź zaostrzonych przepisów prawnych dotyczyła co prawda strajków i związków zawodowych, ale były również regulacje bardzo ogólne, mogące dotknąć także artystów. 5 lat pozbawienia wolności groziło za rozpowszechnianie wiadomości mogących wyrządzić poważną szkodę interesom PRL; za szerzenie wiadomości mogących wywołać niepokój publiczny lub rozruchy, a także za tworzenie nagrań zawierających takie treści.

Spodziewać byłoby się można, że kultura rockowa w Polsce padnie lub przynajmniej ulegnie zamrożeniu. Paradoksalnie jednak, władza nie odważyła się stawiać zapór na drodze nowej fali. W istocie, nawet feralnego 13 grudnia 1981 roku w Zamościu odbył się koncert TSA! Lokalni mundurowi wykazali się rozsądkiem i uznali, że nagłe odwoływanie ustalonej wcześniej imprezy mogłoby rozjuszyć setki zebranych sympatyków rocka.

Organizowanie kolejnych zgromadzeń często wymagało ustępstw i kompromisów, ale było wykonalne. Już w lutym 1982 roku Sala Kongresowa w Warszawie ugościła zespoły Kombi, Mech i Exodus. Oficjalnie był to koncert charytatywny na rzecz mazowieckich powodzian. Udało się nawet przekonać milicję, aby nie wprowadzała funkcjonariuszy na imprezę. Ze swojej strony menadżerowie mieli zadbać o to, aby występy zakończyły się odpowiednio wcześnie – tak by fani mieli szansę wrócić do domów przed godziną milicyjną. Dzięki tej specyficznej kooperacji, do poważnych incydentów dochodziło zaskakująco rzadko. Interwencje ZOMO lub MO były sporadyczne (podczas jednego z punkowych występów pomiędzy milicjantów a fanów weszli żołnierze na przepustce, rozładowując napięcie), podobnie jak prowokacje. Bodaj najbardziej pamiętna miała miejsce na koncercie Perfectu, gdy publika spontanicznie zamieniła słowa utworu Chcemy być sobą, skandując Chcemy bić ZOMO!

Jeśli chodzi o największe imprezy, to co ciekawe, nie odbył się festiwal w Opolu, ale już ten w Jarocinie – bez względu na pogłębiający się kryzys – konsekwentnie rokrocznie zawsze dochodził do skutku. Dlaczego komuniści pozwalali na tak duże wydarzenia gromadzące najbardziej niepokornych artystów w kraju? Być może była to próba ugłaskania młodego pokolenia. Pozostawienia mu pewnego marginesu swobody, jednocześnie odciągając je od Kościoła czy regularnej działalności politycznej. W końcu lepiej, aby dwudziestolatek wyrażał swoje frustracje pod sceną, aniżeli zapisał się do „Solidarności”. Część środowiska dostrzegało chytry plan rządu i mówiło nawet o „koncertach wentylowych”. Jednak większość robiła swoje, dając strapionym Polakom odrobinę rozrywki. W Jarocinie czy na Rock Blok popisy dawała Republika, TSA, Dezerter, Defekt Muzgó, Oddział Zamknięty, oraz Śmierć Kliniczna. Również w stanie wojennym, w bólach rodziła się kariera obecnego posła Pawła Kukiza, który wraz z kolegami tworzył kolejno grupy: CDN, Hak, Aya RL i w końcu Piersi.

Na rozstaju dróg

Rolę muzyki w stanie wojennym dobrze ujęła Kora, mówiąc, że rock „służył jako płaszczyzna narodowej identyfikacji, wyraz solidarności z polską mową, krajem, z jednoczesnym odcięciem się od działalności władzy”. Rzeczywiście, podobnie jak w innych państwach, bigbit pełnił funkcję artykulacyjną, wyrażając głośno niepokój i protest. A, że w Bloku Wschodnim sytuacja prezentowała się wyjątkowo ponuro – tym większe było znaczenie rocka.

Niewykluczone, że artyści potraktowali ciężar tej walki z reżimem poważniej od politycznych aktywistów z łona samej „Solidarności”. Po zakończeniu stanu wojennego upadek systemu był już tylko kwestią czasu. W miarę tej agonii, pomiędzy środowiskiem muzycznym, a opozycją – wydawałoby się naturalnymi sojusznikami – ujawniało się coraz większe niezrozumienie. Kiedy na jedno ze zgromadzeń „Solidarności” zaproszono Brygadę Kryzys – organizatorzy przestraszyli się zbyt śmiałego repertuaru i wycofali koncert w ostatnim momencie. Zresztą krytyka punk rocka była jedną z tych niewielu rzeczy, które łączyły „Trybunę Ludu” z katolickimi środowiskami zgromadzonymi wokół „Tygodnika Powszechnego”.

Jak stwierdził Tomasz Lipiński: „W momencie, gdy ludzie z Solidarności zaczęli dążyć do przejęcia władzy, to przestaliśmy im wierzyć”. Według dużej części rockmanów – nie mówiąc już o środowisku punkowym – opozycjoniści przybrali postawę wyczekującą, ugodową, wręcz uległą wobec reżimu; czego symbolem stały się rozmowy przy Okrągłym Stole. Dla zbuntowanych artystów była to zdrada ideałów, pogodzenie się ze znienawidzonym systemem. Ta gorycz nie minęła nawet po wielu latach, co dobrze oddaje tekst utworu Grzegorza Markowskiego:

Kumple walczący ze mną z reżimu siłami,
przejmowali władzę i zostali ministrami,
dostałem propozycję objęcia ambasady,

i kupna tanich akcji, nie wszedłem w te układy.

Bo zdałem sobie sprawę, że coś nagle umarło,
że Solidarności już nie ma, że wszystko przepadło.

Ci co walczyli kiedyś we wspólnej sprawie,
walczą z sobą o objęcie urzędów w Warszawie.
Zaczęli się oczerniać, kłócić o pieniądze,

zniknęła wspólna sprawa, czuć tylko władzy żądzę…

Literatura:

L. Gnoiński, Republika. Nieustanne tango, Warszawa 2016;
P. Zieliński, Scena rockowa w PRL. Historia, organizacja, znaczenie, Warszawa 2005;
A. Idzikowska-Czubaj, Funkcje kulturowe i historyczne znaczenie polskiego rocka, Poznań 2006;
J. Wertenstein-Żuławski, To tylko rock’n’roll, Warszawa 1990;
R. Kaczmarek, Historia Polski 1914-1989, Warszawa 2010.